Spider-Man i Czarna Kotka "Zło, które ludzie czynią" - recenzja.

komiks Marvel recenzja
                                                              Źródło zdjęcia: egmont.pl




Bez wątpienia Spider-Man to jeden z najbardziej popularnych i rozpoznawalnych bohaterów uniwersum Marvela. Pomimo to, od czasu upadku TM-Semic przygody Człowieka Pająka nie cieszyły się zbytnią uwagą polskich wydawców. Stopniowy powrót Spider-Mana na polski rynek komiksowy zapoczątkowała Wielka Kolekcja Komiksów Marvela. W ramach kolekcji od 2013 roku aż do chwili obecnej wydano 15 tomów, których głównym bohaterem jest Pająk. Wśród tytułów znalazły się zarówno zamknięte historie, jak i fragmenty dłuższych historii. Czytelnicy mogli zapoznać się z fragmentami dobrze ocenianego przez krytyków i fanów runu Michaela Straczynskiego, ze Spider-Manem z serii Ultimate autorstwa Briana Michaela Bendisa, ale także z takimi klasycznymi opowieściami jak „Ostatnie łowy Kravena”, „Śmierć Stacych”, czy „Nigdy więcej Spider-Mana!”. Pojedyncze zeszyty „Spider-Mana” pojawiły się również w takich tomach jak „Początki Marvela: lata 60”, gdzie polski czytelnik po raz pierwszy mógł przeczytać debiut Spider-Mana w „Amazing Fantasy”, czy w tomie „Co by było gdyby?”, w którym dowiedzieliśmy się co by było, gdyby Gwen Stacy nie umarła.
Obok tytułów wydawanych w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela na polskim rynku zaczęły się pojawiać inne, zamknięte historie z Człowiekiem Pająkiem. W lutym 2017 roku wydawnictwo Mucha Comics zaprezentowało historię „Władza”, a w maju „Spider-Man Niebieski”, wydany wcześniej w WKKM. Szersze plany względem Pająka zaczął realizować Egmont. Wydawnictwo zaprezentowało fanom Spider-Mana budzącą kontrowersje wśród fanów (także w Polsce) serię „Superior Spider-Man” Dana Slotta, obecnie zaś rozpoczęło wydawanie jednego z najważniejszych wydarzeń w świecie Człowieka-Pająka, czyli „Spiderversum”. Na tym jednak nie koniec, gdyż obok klasycznego Spider-Mana Egmont postanowił zaprezentować polskim czytelnikom także Spider-Mana przyszłości, czyli serię „Spider-Man 2099”, zaś w maju b.r. w ramach klasyki Marvela wydawnictwo rusza z serią „Ultimate Spider-Man” Briana Michaela Bendisa.
Zanim miłośnicy komiksu dowiedzieli się o rozpoczęciu przez Egmont publikacji przygód Spider-Mana z serii Ultimate, wydawnictwo w ramach klasyki Marvela wydało historię zilustrowaną przez Terry’ego Dodsona pt. „Spider-Man i Czarna Kotka: Zło, które ludzie czynią”. Autorem scenariusza tej historii jest Kevin Smith, znany przede wszystkim z produkcji filmowych takich jak „Dziewczyna z Jersey”, „W pogoni z Amy” i „Fujary na tropie”. Fani komiksu w Polsce znają go przede wszystkim jako autora „Diabła Stróża” wydanego przez Egmont oraz później w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.
Smith nigdy nie ukrywał swojej fascynacji komiksem superbohaterskim. Nie jest on zresztą dla niego wyłącznie formą rozrywki, ale także dziełem kultury, który może, a nawet powinien podejmować ważne tematy. W recenzowanym komiksie Smith buduję akcję wokół problemu molestowania i przemocy seksualnej. Ten trudny temat, będący często niezauważalnym elementem naszej codzienności, może otwierać przed pomysłowym scenarzystą całą gamę ciekawych rozwiązań i koncepcji. Ich odpowiednie wykorzystanie to recepta na poważny i trzymający w napięciu komiks ze świetnie zarysowanymi bohaterami i relacjami zachodzącymi między nimi, czyli taki komiks, którego fabuły długo nie zapomnimy i z chęcią będziemy do niej powracać. Niestety tak nie jest w przypadku komiksu Kevina Smitha. Zanim przejdę do zarzutów, które można postawić skonstruowanej przez Smitha fabule, trzeba oddać sprawiedliwość, że koncepcja opowieści przedstawiona  przez wydawcę w opisie komiksu brzmi niezwykle zachęcająco. Oto w Nowym Jorku pojawia się nowy handlarz narkotyków, a efektem jego działalności są ofiary przedawkowania. Jedną z nich jest dawna przyjaciółka Felicii Hardy, dawnej złodziejki a obecnie superbohaterki o pseudonimie Black Cat (Czarna Kotka). Felicia przyjeżdża do Nowego Jorku i zaczyna prywatne śledztwo mające ustalić co stało się z jej przyjaciółką. Podczas akcji spotyka Spider-Mana, który wstrząśnięty śmiercią młodego ucznia szkoły, gdzie za dnia pracuje jako Peter Parker, również postanawia zająć się sprawą dilera narkotyków. To przypadkowe spotkanie sprawia, że dawni partnerzy i kochankowie łączą siły, by rozwiązać śmiercionośną zagadkę.
Pierwsze zgrzyty w fabule pojawiają się już na samym początku. Pomimo, że Black Cat rozpoczyna śledztwo kierując się wyłącznie osobistymi powodami, motyw ten nie odgrywa w dalszym ciągu opowieści żadnej roli. Po przeczytaniu pierwszych stron komiksu mogło się wydawać, że Kotka będzie podążać śladem dawnej przyjaciółki, a zbierając poszlaki i dowody odkrywać mroczne sekrety, które będą prowadzić do rozwiązania sprawy. Tymczasem motyw zaginionej przyjaciółki bardzo szybko okazuje się nieistotny dla całej historii. Odnosi się przez to wrażenie, że Smith wymyślił ten wątek, tylko po to, aby wprowadzić do akcji Black Cat. Pierwsze spotkanie ze Spider-Manem wypada nieprawdopodobnie i niepoważnie. Wiadomym jest, że skoro komiks zatytułowany jest „Spider-Man i Czarna Kotka”, scenarzysta będzie musiał w którymś momencie zetknąć bohaterów ze sobą, ale sposób w jaki to robi jest żenujący. W jednym z nowojorskich apartamentów Spider-Man podsłuchuje rozmowę, która może posunąć do przodu prowadzone przez niego śledztwo. W to samo miejsce zmierza Black Cat, która widząc jakiegoś „podglądacza” nie zamierza przyjrzeć mu się z bliska, by go zidentyfikować, ale postanawia skopać mu tyłek. W efekcie bohaterowie z wielkim hukiem wpadają do apartamentu, a Spider-Manowi nie udaje się dosłyszeć najważniejszej części rozmowy.
Najważniejszy wątek, wokół którego Smith buduje swoją historię został poprowadzony równie niefortunnie, co przedstawienie pierwszego po latach spotkania Pająka i Kotki. Przemoc seksualna i molestowanie to bardzo trudne tematy. Ich przedstawienie wymaga nie lada kunsztu, tymczasem Smith czyni to niezwykle topornie, a w pewnych momentach ociera się wręcz o śmieszność. Problem molestowania i gwałtu zostaje tu przedstawiony rodem z kiepskich seriali dla nastolatków z lat 80., kiedy zakochana w sobie para staje przed dylematem rozpoczęcia współżycia seksualnego. Chłopak bardzo tego chce i naciska na dziewczynę, która nie jest jeszcze gotowa. W końcu idą razem do łóżka, ale jest to wynikiem przymuszenia przez chłopaka wobec słownych protestów dziewczyny. Przedstawienie takiego rozwiązania w serialu dla młodzieży mogło mieć jakichś walor edukacyjny, ale w komiksie, który ma zwrócić uwagę na poważny problem przemocy seksualnej, budzi raczej uśmiech politowania. Ujawnia się tu bardzo częsta cecha Kevina Smitha jako scenarzysty komiksowego: chęć opowiedzenia o czymś ważnym i ciekawa koncepcja łączą się z kompletnie nieodpowiednią realizacją. Również prowadzone przez tytułowych bohaterów śledztwo nie trzyma w napięciu i bardzo szybko zaczyna nudzić. Pewne ożywienie wprowadza na moment pojawienie się Matta Murdocka, które budzi w czytelniku nadzieję, że akcja nabierze tempa i zacznie się wikłać. Niestety, wprowadzając Daredevila Smith przekonał mnie, że jest to bohater, którego on jako scenarzysta kompletnie nie rozumie i nie potrafi pisać tej postaci. Uchylając rąbka tajemnicy, niewidomego adwokata odwiedza Peter Parker, który namawia go do wspólnego włamania do więzienia. Jako, że Murdock twardo stąpa po ziemi stara się wyperswadować Peterowi ten jego zdaniem niedorzeczny pomysł, wskazując na poważne konsekwencje, która taka akcja może przynieść. Nie zważając na to Parker zaczyna wyliczankę typu „a pamiętasz jak kilka lat temu zrobiłeś to i to”, na co Murdock szybko odpowiada „no dobra przekonałeś mnie”. Przypomina to raczej scenę z kiepskiej kreskówki, niż komiksu, który ma wyrazistych i asertywnych bohaterów o ukształtowanym charakterze i poglądach. Wiele do życzenia pozostawia również wątek „romansowy”. Jako, że tytułowi bohaterowie mają wspólną przeszłość naturalne jest, że w pewnych momentach między nimi iskrzy. Niestety Parker zachowuje się tak, jakby Mary Jane w ogóle nie istniała, a cały wątek flirtu wydaje się wprowadzony bardzo na siłę. Sceny te ani nie bawią, ani nie wnoszą nic do akcji. Elementem denerwującym jest nadane tytułowemu bohaterowi przez Smitha poczucie humoru. Na przestrzeni lat dowcipne dialogi stały się cechą charakterystyczną Człowieka Pająka w tym samym stopniu, co strój i pajęczyna, stąd wielu autorów nie rezygnowało z tej cechy bohatera. Niestety problemem scenarzystów jest bardzo częste wprowadzanie zabawnych dialogów na siłę, co sprawia, że zamiast błyskotliwego dowcipu otrzymujemy suchary, które co weekend możemy usłyszeć w Familiadzie. W moim przekonaniu jeśli scenarzysta ma problem z „uzbrojeniem” Spider-Mana w ciąg błyskotliwych i zabawnych dowcipów, powinien tego zaniechać. Smith postanowił jednak zadbać o poczucie humoru Petera Parkera. Efektem tego była przychodząca podczas lektury komiksu myśl, że Parkera ukąsił nie tylko radioaktywny pająk, ale nie mniej radioaktywny Karol Strasburger. Mankamentów jest niestety więcej. Ich wyliczenie nie ma zbytniego sensu, zwłaszcza że wiązałoby się to ze szczegółowym omówieniem fabuły, a z tą lepiej zapoznać się samodzielnie. Do pozytywnych walorów scenariusza Kevina Smitha należy bez wątpienia zwrócenie uwagi przede wszystkim na Black Cat, niż Spider-Mana oraz pojawiające się sceny humorystyczne (poza żartami Spider-Mana), choćby przytyki do kociej bohaterki z konkurencyjnego Uniwersum DC. Sceny te sprawią z pewnością, że na naszej twarzy pojawi się kilka razy uśmiech spowodowany błyskotliwością autora, a nie zażenowaniem.
Pod względem rysunków komiks prezentuje się poprawnie i trudno postawić im jakieś zarzuty. Na koniec należy poczynić dwie uwagi odnośnie polskiego wydania. Wydaję się, że tytuł powinien zostać przetłumaczony raczej jako „Zło, które czynią mężczyźni”, gdyż właśnie taki tytuł oddaje najdobitniej sens tej historii. O ile jednak nad tytułem można przejść do porządku dziennego, o tyle dużą niekonsekwencją jest zastosowanie tłumaczenia „Spider-Man i Czarna Kotka”. Jeśli Spider-Man, to pseudonim superbohaterki również nie powinien być tłumaczony, a jeśli Czarna Kotka, to również i przydomek bohaterskiego Pająka powinien pojawić się w polskiej wersji. Trudno zrozumieć ten zabieg, gdyż Black Cat jest postacią znaną, a jej pseudonim nie jest wyszukanym zbitkiem słów, lecz jest łatwo przetłumaczalny nawet dla przedszkolaka.
Podsumowując „Zło, które ludzie czynią” to raczej historia dla fanów pisarstwa Kevina Smitha. Dla czytelników, którzy lubią mocne i dojrzałe historie, a zaczytują się w scenariuszach takich artystów jak Bendis czy Brubaker będzie to historia niewarta uwagi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jessica Jones "Puls" - recenzja

Czy warto wydać "Clone Saga"?

Co fani Marvela otrzymają od wydawnictwa Mucha Comics w 2018 roku?