Jessica Jones "Puls" - recenzja

komiks Marvel recenzja







Przez bardzo długi czas Jessica Jones była postacią zupełnie nieznaną polskim czytelnikom. Dopiero sukces przyjętego życzliwie przez widzów i krytyków serialu Netflixa z 2015 roku, ośmielił wydawnictwo Mucha Comics do zaprezentowania przygód byłej superbohaterki i prywatnej detektyw. Na polski rynek komiksowy Mucha wprowadziła Jessicę Jones bardzo mocną, przeznaczoną wyłącznie dla czytelników pełnoletnich serią „Alias”, za którą autor scenariusza Briana Michael Bendis otrzymał Nagrodę Eisnera.
W istocie, „Alias” jest jedną z najlepszych historii komiksowych z Universum Marvela. Jej dobre przyjęcie przez polskich czytelników sprawiło, że Mucha Comics postanowiło wydać kontynuację przygód marvelowskiej pani detektyw. Zebrana w jednym, liczącym 360 stron tomie seria „Puls” autorstwa Braiana Michaela Bendisa trafiła do sprzedaży pod koniec kwietnia.

Co znajdziemy w tym tomie?


W tej opowieści Jessica Jones podejmuje pracę w gazecie „Daily Bugle”, której szef J.J. Jameson próbując zaradzić spadającej sprzedaży, postanawia uruchomić pod roboczym tytułem „Puls” weekendowy dodatek poświęcony działającym w Nowym Jorku superbohaterom.
Jessica Jones nie porzuca oczywiście pracy detektywistycznej na rzecz kariery dziennikarskiej, ale godzi się, aby być kimś w rodzaju konsultanta i eksperta współpracującego przy tekstach ze znanym dziennikarzem „Bugle’a” Benem Urichem.

Zalety


Czytelnicy, którzy komiksową przygodę z Jessicą Jones zaczęli od serii „Alias” mogą w pierwszym momencie mieć odczucie, że czytają opowieść osadzoną w zupełnie innym świecie. Powodem tego jest wprowadzona przez Bendisa zmiana klimatu – znika mrok, aura tajemniczości, a Nowy Jork nie jest już brudnym, pełnym dwuznaczności i brutalnej przemocy miastem. Taka zmiana może nie trafiać do czytelników, choć Bendis wprowadza ją w sposób uzasadniony. Wbrew pozorom nie chodzi o to, że w przeciwieństwie do „Alias”, „Puls” nie jest osadzony w serii MAX, ale o zmiany, które pod koniec „Alias” zaszły w życiu głównej bohaterki. Ciąża spowodowała, że zmianie uległy dotychczasowe priorytety, a przewartościowanie życia w związku z macierzyństwem sprawiają, że Jessica troszcząc się w pierwszej kolejności o dobro dziecka decyduje się ustabilizować swoje życie. Bohaterka postanawia więc skończyć z niebezpieczną pracą detektywa obracającego się z racji zawodowych w niebezpiecznym i podejrzanym środowisku. Z tego powodu też postanawia przyjąć posadę w redakcji Jamesona – bezpieczniejszej i gwarantującej stabilność życiową. Uzasadnienie zmiany klimatu zastosowane przez Bendisa jest więc w pełni wiarygodne, a pożegnanie z mrokiem i brudną stroną Nowego Jorku, nie oznacza, że „Puls” traci na fabule.
Ciąża Jessici ma zresztą dla akcji jeszcze jedną, niezwykle doniosłą konsekwencję. Bohaterka przestaje działać w sposób brawurowy, stara się myśleć w pierwszej kolejności o bezpieczeństwie nienarodzonego dziecka. Dzięki temu wiarygodnemu zabiegowi scenarzysta spycha Jessicę na nieco dalszy plan, pozwalając by tak naprawdę głównym bohaterem jego opowieści był Ben Urich.
Fabuła skonstruowana jest w sposób logiczny i poprawny. Ponieważ Bendis trzyma Jessicę z dala od pracy detektywistycznej, w „Puls” nie ma poważnych, kryminalnych zagadek znanych z „Alias”. Pojawia się za to niezwykle ciekawy wątek związany z tajną wojną wywiadowczą Nicka Fury’ego, w którą wplątana zostanie także Jessica i jej rodzina.
Poza główną linią fabularną realizmu scenariusza Bendisa dopełnia bardzo dobrze poprowadzony wątek ciąży głównej bohaterki. Skupienie uwagi na stanie Jessici, zwracanie uwagi na takie szczegóły jak humory kobiety, czy plotki z koleżankami na temat ciąży i macierzyństwa, sprawiają, że opowieść nabiera bardzo wiarygodnych kształtów, a świat superbohaterski zostaje naznaczony dużą dawką realizmu.
Świetnym pomysłem jest również podjęcie tematu bezdomności. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Bendis porusza ten problem za pomocą superbohatera, który stał się bezdomny.

Wady


Niestety, Bendis nie ustrzegł się w swoim scenariuszu kilku wpadek rzutujących na odbiór opowieści. O ile motyw ciąży prowadzony jest bardzo starannie, o tyle jej rozwiązanie sprawia wrażenie pisanej na kolanie. Widoczne jest to już od pierwszych kadrów, kiedy stojący w ulicznym korku Luke Cage próbuje dostać się do szpitala, w którym rodzi Jessica. Samo przejęcie rodzącej bohaterki przez Avengers, którzy przybywają do szpitala bez asystencji lekarza i nie pytają nawet o ewentualne przeciwwskazania do transportu odbierają wątkowi rodzicielskiemu aurę powagi. Przewidywalną i naiwną sceną jest również pojawienie się Luke’a Cage’a, który w ostatniej chwili wskakuje do startującego Quinjeta.
Sceny porodu również nie należą do najlepszych, a to co najbardziej przeszkadza to obecność Avengers. Wątek ciąży Jessici został rozwiązany przez Bendisa przedwcześnie i to dosłownie, ponieważ bohaterka rodzi dziecko w szóstym miesiącu. Taki obrót wydarzeń mógł sygnalizować jakąś przewrotkę, tak charakterystyczną dla scenariuszy Bendisa, tymczasem nie ma miejsca nic dramatycznego a losy bohaterów nie komplikują się. Sprawia to wrażenie, że scenarzysta znudził się ciężarną Jessicą postanawiając, by jej potomek pojawił się na świecie jak najszybciej. Dziecko przychodzi na świat bez żadnych komplikacji, nie musi nawet leżeć w inkubatorze. Wytłumaczenie Bendisa włożone w usta dr Strange’a jakoby supermoce Jessici sprawiają, że nie musi obawiać się, iż jej córeczka jest wcześniakiem, zupełnie nie przekonuje. Odbieranie porodu przez Strange’a też jest dość dziwnym zabiegiem. Co prawda doktor, zanim został mistrzem sztuk magicznych był wybitnym lekarzem, ale nie ginekologiem-położnikiem, tylko neurochirurgiem.  
Najsłabszą część serii stanowi ostatni zeszyt (New Avengers Annual #1), który jest niezobowiązującą i nieodgrywającą większej roli w fabule uliczną bójką.
O odmiennym charakterze „Puls” świadczą także rysunki. Michael Gaydos dołączył do ekipy „Pulse” dopiero pod koniec, stąd jego charakterystyczne, bardzo klimatyczne kadry możemy podziwiać jedynie w zeszytach 11-14. Poza nim, serię ilustrowali Mark Bagley, Brent Anderson, Olivier Coipiel i Michael Lark. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza ilustracje tego ostatniego, wspaniale wkomponowujące się w charakter opowieści. Rysunki pozostałych twórców również cieszą oko, choć należy zwrócić uwagę, że Markowi Bagley’owi daleko do dawnej formy, znanej polskim czytelnikom chociażby z wydawanego przez TM-Semic Spider-Mana.

Czy warto znać „Puls”?


Jessica Jones „Puls” to wciągająca, dobrze napisana seria komiksowa. Klimatem jest ona zupełnie różna od tego, co Bendis i Gaydos prezentowali w „Alias”, ale nie oznacza to, że „Puls” jest historią słabszą. Jest po prostu inna. Lektura zbiorczego wydania z pewnością będzie miło spędzonym czasem, pomimo zasygnalizowanych błędów. Warto jednak zaznaczyć, że pojawiają się one dopiero pod koniec serii, a scenarzysta nie ustrzegł się ich również  pod koniec „Alias”.
„Puls” to pozycja, którą warto poznać. Sądzę, że po jej przeczytaniu wielu czytelników z niecierpliwością będzie oczekiwać na kontynuację opowieści o Jessice Jones. Ta została zapowiedziana przez Muchę już na październik bieżącego roku.


Zobacz też: Recenzja serii Jessica Jones "Alias"



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy warto wydać "Clone Saga"?

Co fani Marvela otrzymają od wydawnictwa Mucha Comics w 2018 roku?