The Amazing Spider-Man, t. 3 "Spiderversum" - recenzja
Wśród piszących dla Marvela
twórców komiksowych, Dan Slott uważany jest za scenarzystę kontrowersyjnego.
Powodem tego był jego śmiały pomysł namieszania w życiu Petera Parkera w stopniu, w jaki nikt z
poprzednich scenarzystów Spider-Mana tego nie zrobił.
Zastąpienie dobrze znanego bohatera
jego odwiecznym wrogiem było posunięciem na tyle rewolucyjnym, że wśród fanów
Pajęczaka obudziło skrajne emocje. Duża część czytelników uznała pomysł Slotta
za nowatorski, a serię Superior Spider-Man za jedną z najlepszych opowieści o
Spider-Manie. Inni odnieśli się do wizji scenarzysty bardzo nieprzychylnie oskarżając
go o brak szacunku do postaci Spider-Mana i tego, co stworzyli poprzednicy. Według
tych ostatnich zatrudnienie Slotta było jednym z największych błędów Marvela, a
najlepsze co Slott mógłby zrobić dla pisanej przez siebie serii, to zaprzestać
i zamknąć szczelnie za sobą drzwi.
Nic więc dziwnego, że informacje
o tym, że Dan Slott nie kończy swojej przygody wraz z Superior Spider-Manem i
przystępuje do pisania dużego pajęczego eventu, wzbudziły kolejne obawy
zdecydowanych przeciwników twórczości Slotta oraz zachwyt jego fanów.
Obecne eventy, choć z założenia
są dużymi epickimi opowieściami, paradoksalnie są w dużej mierze historiami o
szybkiej akcji, przez co bardzo często przedstawiana w nich fabuła prowadzona
jest chaotycznie, a komiks poza objętością niczego nie wnosi.
W przypadku „Spiderversum”
żywiłem podobne obawy, ponieważ lektura wydanego przez Egmont preludium do tego
wydarzenia nie była zachęcająca. Obawy te na szczęście się nie ziściły, a „Spiderversum”
z całą pewnością nie jest słabą opowieścią.
Zalety
Rozbudowana fabuła eventów i
zasady rządzące tego typu historiami sprawiają, że na podejmującego się pisania
opowieści scenarzystę czekają liczne pułapki. Jedną z nich jest liczba
wprowadzanych postaci. Ponieważ zazwyczaj jest ich dużo, bardzo często się
zdarza, że większość z nich jest pisana w ten sposób, by jedynie zaznaczyć ich
obecność. Powoduje to osłabienie tempa opowieści i budzi wrażenie wprowadzania
dialogów i scen na siłę. W „Spiderversum”, choć na kartach komiksu pojawia się
wielu Spider-Manów, Slottowi udało się tego uniknąć. Część postaci stanowi
wyłącznie tło dla kilku głównych bohaterów historii. Ich obecność jest
zauważalna, ale nie narzucająca się, przez to akcja prowadzona jest w
odpowiednim tempie i nie ma wrażenia „przeładowania” skonstruowanego świata.
Wyobraźnia scenarzysty jest przy tym bardzo szeroka – poza klasycznymi Pająkami
takimi jak Kaine, Ben Reilly, czy Miles Morales, Slott przedstawia całą gamę
Spider-Manów od Spider-Punka aż po Spider…Szynkę. Wprowadzenie tego typu
postaci nie obniża poziomu opowieści, ponieważ ich rola w fabule nie jest
nadużywana – stanowić one mają raczej pewną ciekawostkę koloryzującą treść
opowieści. Ze wszystkich Spiderów najlepiej pisaną przez Slotta postacią jest
Superior Spider-Man. O tym, że jest on najlepszym Spider-Manem nie jest
przekonany wyłącznie schowany pod maską i w ciele Petera Parkera Otto Octavius,
ale sam Slott. Widać, że postać ta jest ukochanym „dzieckiem” scenarzysty,
otaczanym przez niego szczególną troskę i sentymentem.
Najciekawszym motywem
wprowadzonym przez Slotta jest wątek wujka Bena. Twórca przewartościował jego credo
życiowe przejęte następnie przez Petera Parkera o wielkiej mocy i
odpowiedzialności. Jest to zabieg ciekawy, zupełnie inny od tego, co przez lata
pokazywali piszący przygody Pająka scenarzyści.
Fabuła pod względem całości jest
logiczna i spójna, wciąga na tyle, że ma się ochotę poznać jej zakończenie.
Jest ono zresztą całkiem udane, a wybrzmiewająca na sam koniec zabawna pointa
przypomina, że Slott przy wszystkich swoich eksperymentach nie odcina się od
dokonań poprzedników, ale sięga do korzeni kultowej postaci.
Na uwagę zasługują również
rysunki, które stworzyli Olivier Coipel i Giuseppe Camuncoli. Zwłaszcza kadry
tworzone przez tego pierwszego są bardzo klimatyczne i realistyczne. Jedynym „zgrzytem”
są rysunki, które przedstawiają rzeczywistość lat 60. XX wieku. Szkoda, że nie
sięgnięto tutaj do stylu tworzenia charakterystycznego dla tego czasu w
historii komiksu. W „Spiderversum” rysunki „rodem” z lat 60. prezentują się
sztucznie, a co gorsza widać w nich znaczną ingerencję komputera. Być może było
to zabiegiem celowym, gdyż większe znaczenie w tych planszach odgrywa
kolorystyka – ta przypomina już kolory komiksów znane z początków Spider-Mana.
Wady
Opowieść Dana Slotta jest
przekonywująca, ale posiada również wady, które nie pozwalają nazwać
stworzonego przez niego eventu wybitnym. Przede wszystkim uderza niezbyt
wiarygodna postawa Spider-Manów wobec zagrożenia, z którym się mierzą.
Przypomnijmy, że antagoniści Pająków, tzw. Dziedziczący przemierzają wszystkie
możliwe wymiary czasowe poszukując pajęczych totemów, które brutalnie i z zimną
krwią likwidują pożywiając się ich energią. Spider-Mani, którym udało się
przeżyć nie tylko więc stają wobec groźnego przeciwnika, ale przede wszystkim wobec
groźby nagłego przerwania życia. Slott przedstawia świat, w którym pajęczy
herosi są wyłącznie zwierzyną łowną, a więc poczucie zagrożenia i strach
powinny być wszechobecne. Tymczasem w scenariuszu Slotta nic takiego nie ma
miejsca, a Spider-Mani zdają się raczej nie przejmować czekającą ich zagładą
oraz, co należy dodać, niespecjalnie martwią się Pająkami zamordowanymi przez
Dziedziczących.
W pewnym momencie fabuła zostaje
nienaturalnie przyspieszona. O przyspieszenie to być może nie należy mieć
pretensji, ale sposób w jaki zrobił to Slott pozostawia wiele do życzenia.
Ponieważ w założeniu w finale opowieści w jednym miejscu powinni znaleźć się „potomek”,
„inny” i „oblubienica”, scenarzysta postanowił przenieść dwóch ostatnich za
pomocą bardzo prostej, żeby nie powiedzieć prostackiej sztuczki: „inny”
lekkomyślnie wyrusza sam w podróż kierowany żądzą zemsty za stratę towarzysza,
a „oblubienica” stwierdza, że powinna ruszyć w drogę, by ratować koleżankę,
która się dla niej poświęciła. W ten sposób bohaterowie postępowali w latach
60. i 70. – w tamtym czasie takie rozwiązywanie wątków mieściło się w szeroko
pojętym kanonie pisania scenariuszy komiksowych, w XXI wieku jest to raczej
oznaka nieumiejętności odpowiedniego „dopięcia” scenariusza.
Komiksowi można postawić jeszcze
jeden zarzut, ale nie jest on związany bezpośrednio z treścią opowieści, ale
raczej z koncepcją opowiadania zaprezentowaną przez Slotta. W prowadzonej przez
niego fabule nie ma aury tajemniczości: czytelnik już od lektury „Preludium do
Spiderversum” wie kto morduje Spider-Manów z różnych rzeczywistości. Szkoda, że
Slott nie postanowił pobawić się z postacią lubianego przez siebie Superior
Spider-Mana, który wpada na trop brutalnych morderstw Pająków starając się
znaleźć odpowiedź na pytanie, komu zależy na zniknięciu Spider-Manów we
wszystkich liniach czasowych. Odpowiednio poprowadzona akcja, a talentu
przecież Slottowi w tym względzie odmówić nie można, mogła być wciągającym
Pajęczym czarnym kryminałem.
Clone Saga XXI wieku?
W Stanach Zjednoczonych przy
okazji promocji „Spiderversum”, określano je jako największy w historii
pajęczyny event. W rzeczywistości Spider-Man przeżywał jeszcze większy event w
latach 90. za sprawą „Clone Saga”. Skojarzenie historii Slotta z tą opowieścią
nasuwa się samo przez się, zarówno ze względu na dużą, rozbudowaną fabułę, jak
i obecność na kartach komiksu dużej liczby Spider-Manów.
Próbując porównać te dwa eventy,
należy stwierdzić, że Slottowi, w przeciwieństwie do twórców „Clone Saga” udało
się o wiele umiejętniej rozwiązać prowadzone wątki. Nie ma tu sztucznego
przedłużania serii prowadzącej do wymyślania coraz mniej logicznych rozwiązań
fabularnych. W tym kontekście należy żałować, że w opowieści Slotta zabrakło
charakterystycznego dla „Clone Saga” mroku. Zważywszy na śmiertelne
niebezpieczeństwo, w którym znaleźli się Spider-Mani wprowadzenie odrobiny
cięższego klimatu korzystniej wpłynęłoby na odbiór opowieści.
Bez wątpienia „Spiderversum” to
przyzwoicie napisany event z wciągającą fabułą i kilkoma zręcznymi
rozwiązaniami. Nie jest to opowieść wybitna, ale z pewnością należy do grupy
dobrych historii, z którą warto się zapoznać. Przyrównując zarówno Superior
Spider-Mana, jak i „Spiderversum” Slotta do innych historii wydawanych w ramach
serii Marvel Now, należy stwierdzić, że są to jedne z lepszych opowieści,
wybijające się na tle wielu słabych historii obrazkowych, w których duża część
fanów komiksu nie jest w stanie znaleźć niczego dla siebie.
Zobacz również: Czy warto wydać"Clone Saga"?: ; Spider-Man 2099, t. 2 "Spiderversum" - recenzja
Komentarze
Prześlij komentarz